Wielu z nas dojeżdża codziennie pociągiem do pracy, szkoły, na uczelnię...nic w tym nadzwyczajnego, ot zwykła codzienność. Jednak, jak miałam okazję się przekonać, czasem w tej szarej codzienności zdarza się coś, co pozwala spojrzeć na nią zupełnie inaczej.
Pewnego dnia wsiadłam w Skierniewicach do pociągu pośpiesznego relacji Łódź -Warszawa, jadąc do Centrum Onkologii na swój koordynatorski dyżur.
Wybrałam pierwszy przedział, w którym siedziała tylko jedna osoba. Kobieta w średnim wieku, zadbana, uśmiechnięta. Bardzo szybko udało nam się nawiązać kontakt, zaczynając rozmowę od jakiejś błahostki. Moja współpasażerka była bardzo otwartą osobą i zaczęła opowiadać mi o swoich wspomnieniach z zagranicznych podróży, których odbyła dosyć sporo. Słuchałam jej z prawdziwym zaciekawieniem.
Później zaczęła pytać, czym ja się zajmuję i dokąd jadę. Odpowiedziałam, że działam w Fundacji, która wspiera pacjentów chorych onkologicznie i studiuję psychologię. Bardzo zaciekawił ją temat pracy z osobami chorymi. Pytała między innymi, jak sobie radzą z chorobą? Co im mówię? Czy zadają trudne pytania? Czy jest to ciężka praca? Jak pacjenci znoszą leczenie? Jak radzą sobie psychicznie? Ja mogłam wtedy mówić o tym godzinami, więc chętnie odpowiadałam na wszelkie pytania.
W ten oto sposób, cały czas rozmawiając zastała nas Warszawa Centralna. Kobieta wzięła swoją walizkę i stanęłyśmy w kolejce do wyjścia. Chwilę potrwało zanim wysiadłyśmy. Choć ludzi w pociągu było dość sporo, to całą drogę jechałyśmy w przedziale same.
Właściwie zaraz miałyśmy wysiadać, ale korciło mnie i zapytałam:
- Czy tym razem również wybiera się Pani w jakąś daleką wyprawę?
- Tak.
- Mogę zapytać dokąd?
- Do Centrum Onkologii. Na pierwszą chemię.
To był jeden z takich momentów, w których na kilka sekund odbiera Ci mowę.
Zszokowana, zapytałam:
- Dlaczego nic Pani nie powiedziała przez całą drogę?
- Nie chciałam Pani zawracać sobą głowy. Wystarczająco się Pani napatrzy. Bardzo Pani dziękuję i cieszę się, że mogłam Pani posłuchać i to akurat dzisiaj.
Okazało się, że pasażerka jechała do CO w Gliwicach i tylko przesiadała się w Warszawie, więc rozstałyśmy się na peronie...ale to nie koniec tej opowieści.
Kilka miesięcy później, wracałam z Warszawy do domu, wpadłam do pociągu, ale przedział mi się nie podobał, więc wybrałam inny.Usiadłam przy korytarzu, złapałam oddech . Po chwili spojrzałam w bok i zobaczyłam przy oknie znajomą twarz, zmienioną, bez blasku i uśmiechu. Przedział był pełny, więc nie tak łatwo było zacząć rozmowę. Chwilę jechałyśmy w milczeniu, później popatrzyłyśmy na siebie, uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- My się znamy prawda?
- No właśnie... też Panią poznałam.
- Jaki traf, że znów na siebie wpadłyśmy.
- Cieszę się, że Panią widzę. Wracam z piątej chemii z Gliwic. Jest kiepsko. Jestem bardzo zmęczona.
- Domyślam się, że musi być Pani ciężko.
Wymieniłyśmy kilka zdań, ale tak naprawdę nasze spojrzenia i cisza mówiły więcej. Kobieta po kilku minutach zasnęła. Obudziła się, by pożegnać się ze mną w Skierniewicach. W sercu oczywiście noszę nadzieję, że wyzdrowiała.
Wiem, że nasze spotkania nie były przypadkowe. Myślę, że obie spotkałyśmy się, by się nawzajem czegoś nauczyć w tej naszej podróży zwanej życiem.
'' Każdy jest twoim uczniem albo nauczycielem. A większość z ludzi występuję w obu tych rolach''.
-Regina Brett
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz