poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Małe wielkie rzeczy

  Pewnego dnia poszłam na dyżur do kliniki nowotworów piersi. Na tym oddziale jest zdecydowanie więcej pań. Gdy weszłam do jednej z sal, zobaczyłam w małym wazonie na stoliku absolutnie przepiękny, wielobarwny bukiet. Naprawdę bardzo mi się spodobał, więc spontanicznie zareagowałam:
- Ależ piękne kwiaty!
Na co jedna z pacjentek w dość poważnym stanie odezwała się:
- Dziękuję.  Dostałam od męża.
Posłałam ciepłe spojrzenie, eleganckiemu mężczyźnie siedzącemu przy stoliku.
Kobieta także się uśmiechnęła i rzekła:
- Wie Pani, ja kocham świeże kwiaty, mam własny ogród. Ile był teraz dała, żeby móc w nim  posiedzieć, nacieszyć oczy, powąchać te kwiaty i coś przy nich porobić. I tak bardzo chciałabym pójść do lasu i pochodzić po mchu. Nie wiem, czy jeszcze będę miała siłę i taką szansę, więc cieszę się, że chociaż mam ten bukiecik.
-  Jej... też kocham kwiaty i  las, jego zapach, zieleń... Mam nadzieję, że jeszcze pójdzie Pani na nie jeden spacer do lasu i nacieszy oczy swoimi kwiatami w ogrodzie.

  Akurat w tym czasie przebywała w pokoju pielęgniarka i przysłuchiwała się naszej rozmowie, wykonując czynności przy innych pacjentach. W końcu podeszła zmienić kroplówkę do pacjentki, z którą rozmawiałam i rzekła:
- Ja na przykład uwielbiam chodzić boso po trawie. Najbardziej takiej z rosą, po deszczu.
 Obie ochoczo zareagowałyśmy, że my też byśmy chętnie pochodziły.
  Dorzuciłam jeszcze: Uwielbiam taki orzeźwiający letni deszcz.

W jednej chwili wszystkie zachwyciłyśmy się tak drobnymi, pięknymi rzeczami. Jakbyśmy na sekundę zapomniały o miejscu w jakim jesteśmy.

  Pamiętam, że wyszłam z oddziału z jedną myślą: Przecież ja to wszystko mogę robić. To są tak drobne rzeczy, do których przeważnie nie przywiązujemy zbyt dużej wagi, bo myślimy sobie: Co w tym  takiego nadzwyczajnego? A ta kobieta dałaby wszystko, żeby odpiąć tę kroplówkę z  chemią i wyjść na świeże powietrze.

 Niesamowicie mocno przypomniałam sobie tę sytuację w lutym tego roku, kiedy sama stanęłam w roli pacjentki z bardzo niepewnym rozpoznaniem i znalazłam się w szpitalu.
 To długa historia i być może kiedyś odważę się ją opowiedzieć, ale to jeszcze nie ten moment. Natomiast pamiętam, jak leżałam na szpitalnym łóżku po trudnej rozmowie z lekarką, patrzyłam za fruwające za oknem ptaki i myślałam sobie: 
-Tak bardzo chciałabym dotrwać do wiosny, jechać moim ukochanym rowerem do Parku Bolimowskiego i powąchać konwalie.
Na szczęście miałam taką możliwość, ale wiem, że niektórzy patrzący za to okno i myślący o lesie, ogrodzie, kwiatach, spacerze...już mogą jej nie mieć..

  Życzę Wam, żebyście dostrzegli w czas wartość tych drobnych rzeczy i dzięki nim, stawiali kolejne kroki i mieli odwagę,  by spełniać swoje największe marzenia. Uważam, że jeśli nauczymy się radości z błahostek, będziemy mogli z czasem przenosić góry.

 Dla mnie  tymi małymi wielkimi rzeczami jest uśmiech mojego przyszłego chrześniaka, radość moich bliskich, spotkania z osobami, którym na mnie zależy, kolejne kilometry przemierzone rowerem,  zapach lasu, poranna kawa, bańki mydlane, świeczki zapachowe, spontaniczny taniec, śpiew, promienie słońca, lekki wiatr, zapach nowej książki, świeże kwiaty w wazonie...

 A jakie są Twoje małe wielkie rzeczy? :) 



'' Sekret życia? Zadawać głupie pytania, mówić ''kocham'' jako pierwszy, przyznawać się do błędów.  To długie spacery w lesie, stare zdjęcia i chrupiące jabłko.''
                                                        - Regina Brett



2 komentarze: