Mniej więcej rok temu, gdy odeszłam z hospicjum, nie chciałam mieć z tym miejscem absolutnie nic wspólnego. Powodów nie będę opisywać publicznie. W każdy razie, chciałam się odciąć od całej organizacji i wszystkich osób z nią związanych.
Pewnego dnia, byłam na mieście i wypłacałam pieniądze z bankomatu. Gdy schowałam portfel do torebki i zaczęłam iść spokojnym krokiem dalej, usłyszałam wołanie za sobą... ''Ilona...Ilona''. Odwróciłam się i zobaczyłam jedną z osób, z którymi do niedawna pracowałam. Sprawa była bardzo świeża i emocjonalnie jeszcze sobie jej nie przepracowałam. Była to jednak osoba, którą szanowałam mimo wszystko.
- Cześć Ilonka. Co słychać?
- Cześć. Jakoś...bez szału. Wiesz, ja bardzo mocno przeżyłam to wszystko.
- Ilonka...masz chwilę?
Nagle zobaczyłam na zawsze pogodnej i uśmiechniętej twarzy lęk i zmieszanie.
- Tak się cieszę, że Cię spotkałam....Wiesz...mój mąż jest w szpitalu.
- Co się stało?
- Miał utratę pamięci. Było już po Wszystkich Świętych, a on wstał i pytał się, czy jedziemy na cmentarz...w ogóle nie wiedział, jaki jest dzień...właśnie idę do niego do szpitala. Możesz ze mną pójść kawałek? Nie wiem, co mam robić...
Przeszłyśmy spacerem kawałek od centrum aż do szpitala. Chociaż mój kierunek był zupełnie przeciwny. Czułam, ze nie mogę się odwrócić na pięcie i zlekceważyć całej sytuację.
- Wczoraj dostałam informację, że siostra mojego męża nie żyje. Chorowała długo, ale akurat teraz zmarła. Jak ja mam mu to powiedzieć? Czy w ogóle teraz powinnam mu to mówić? Nie wiem nawet, co z nim teraz...zaraz porozmawiam z lekarzem i się dowiem.
- Moim zdaniem nie powinnaś mówić mu tego od razu. Dopóki nie dowiesz się o jego stan zdrowia...jeśli w grę wchodzą zaburzenia poznawcze i neurologiczne trzeba bardo uważać. Może to być bardzo silny wstrząs w tym momencie.
- No tak masz rację...ale ja się boję, że on coś wyczuje.
- To oczywiście niewykluczone. Znacie swoje reakcje...i może dzięki temu wyczujesz, ile jest w stanie przyjąć.
- Jest jeszcze jedna rzecz...ktoś musi powiadomić ich matkę. Ona nie do końca zdawała sobie sprawę ze stanu córki, kontaktowały się tylko telefonicznie...Teściowa nie wychodzi praktycznie z domu, ledwo się porusza. Nie wiem, czy w ogóle jej mówić, czy powinna iść na pogrzeb...
- Według mnie to oczywiste, że powinna wiedzieć i mieć możliwość decyzji, czy chcę wziąć udział w pogrzebie. Nie możecie jej tego odebrać.
- No tak...wiem, ale...nie wiem, czy mam zadzwonić, czy pojechać tam.
- Jeśli masz taką możliwość to pojedź i porozmawiaj z nią w cztery oczy.
- Chyba będę musiała to zrobić...za dużo tego.
- Przykro mi, że tak wiele na Ciebie spadło w jednym momencie.
- Dobrze, że Ciebie spotkałam...myślałam, że zwariuje.
Postałyśmy pod skierniewickim szpitalem kilkanaście minut rozmawiając. Były łzy i przytulenie na do widzenia.
Tak...mogłam powiedzieć: ''Cześć, u mnie super''...i pójść dalej, bo przecież chciałam się całkowicie odciąć...ale są takie sytuacje, że lepiej jest posłuchać serca. Jeśli spotkacie na swojej drodze kogoś z kim się pokłóciliście, poraniliście lub są między wami nie wyjaśnione relacje, starajcie się porozmawiać, próbować wyciągnąć dłoń na zgodę, póki nie jest za późno... Nie zawsze się uda, ale warto spróbować, czasem schować swoją dumę...a zwłaszcza nie warto odrzucać dłoni, która prosi Was o pomoc.
Pouczająca historia, jak większość tutaj zresztą ;)
OdpowiedzUsuń