czwartek, 6 października 2016

Rozstaje dróg.



  Kiedy zaczynałam pracę w hospicjum na samodzielnych dyżurach dla członków rodzin, stałam przed ogromnym wyzwaniem, ale bardzo chciałam je podjąć.
 Jedną z moich pierwszych pacjentek była żona mężczyzny chorego na raka płuc. Ujrzałam dojrzałą kobietę, która sama borykała się z kłopotami zdrowotnymi. Wydawała mi się osobą ''z charakterem'' i na początku nie wiedziała, czy może zaufać tak młodej osobie, jak ja.
Jednak rozmawiałyśmy bardzo długo. Popłynęło dużo łez. 
Wtedy zaczęłam naprawdę rozumieć, dlaczego członkowie rodzin, tak bardzo chronią siebie nawzajem i wypierają fakty. Później sama zresztą też tego doświadczyłam.

- Czy Pani mąż wie, że jest po opieką hospicjum?
- Nie... Powiedziałam mu, że załatwiony po znajomości lekarz przyjedzie do domu...
- Mąż nie dopytywał o nic?
- Nie...ale ja mam wrażenie, że on wie...coś przeczuwa.
- Wie Pani czasem się tak zdarza, że kochamy kogoś tak bardzo, że chcemy go chronić przed prawdą, a ta druga strona doskonale czuje, co się dzieje i chcę chronić drugą stronę. 
-  Wie Pani, że chyba może tak być...
- Domyślam się, że to musi być bardzo ciężkie, ale w ten sposób odbieracie sobie wzajemne wsparcie.
-  (płacz) ale ja nie umiem mu tego powiedzieć...ja mam nadzieję, że on z tego wyjdzie. Niedawno urodził nam się wnuk. Chcę widzieć, jak się cieszy na jego widok.  Tak bardzo go kocham.
...
Minęło trochę czasu. Odbyło się jedno spotkanie dla rodzin, na którym wspólnie z lekarzem odpowiadaliśmy na pytania rodzin. Przyszło kolejne. 

-  Posłuchałam Pani. Przełamałam się. Oboje płakaliśmy...ale wie Pani co, właśnie przyszedł czerwiec. Tak bardzo się boję tego czerwca. 
-  Cieszę się bardzo w takim razie, że szczerze porozmawialiście, ale  dlaczego obawia się Pani czerwca?
-  W czerwcu zmarła moja mama i siostra i boję się...że mąż też odejdzie w czerwcu.
....
 Przyszedł czerwiec. Pewnego dnia weszłam do małej galerii handlowej. Chciałam  tacie kupić galaretki na Dzień Ojca. Czyli był 23 czerwca. 
Idąc, zauważyłam po prawo w salonie Orange moją pacjentkę. Całą na czarno, ze spuszczonym wzrokiem. Przeszedł mnie wewnętrzny dreszcz. Czułam. Wiedziałam. 

Poszłam trochę zamyślona do Tesco z myślą, że muszę do niej wrócić. Tak też zrobiłam.
- Dzień dobry.
- Ooo, dzień dobry.
- Mogę usiąść z Panią?
- Oczywiście, dobrze, że Panią spotkałam.
- Muszę pozałatwiać trochę spraw papierkowych po mężu.
- Przykro mi. Nie zostałam poinformowana, ale jak Panią zobaczyłam od razu się domyśliłam.
- Jak się Pani czuje?
-  Źle...ale jestem na lekach. Pewnie zdziwiła się Pani, że się nie rozpłakałam. Jest naprawdę ciężko. 
Posiedziałyśmy trochę na okrągłej, pomarańczowej kanapie, o ile mnie pamięć nie myli. Przytuliłyśmy się na odchodne.

,..
 Za jakiś czas po dyżurze wybrałam się do Rossmana i znów na siebie wpadłyśmy przy stoisku z lakierami.
- Dzień dobry. Znów na siebie wpadłyśmy.
- Dzień dobry. No rzeczywiście.
- Wychodzę z domu, żeby nie zwariować. Myślałam o jakimś kolorze na paznokciach. Przeważnie mam bezbarwny.
- Niech Pani spróbuje, a co.
- Może rzeczywiście...ale nie wiem, czy mi to pasuje.
- Najważniejsze, żeby Pani się dobrze czuła.

Kobieta wyjęła portfel i pokazała mi zdjęcie męża:
- Niech Pani zobaczy, to mój mąż. Prawda, że przystojny?
- Mhm.
 Umówmy się, nieważne, czy był mężczyzną w moim typie. Dla niej był mężczyzną jej życia. Największym przystojniakiem pod słońcem.

...
 Dzień, w którym rozstałam się z hospicjum, jeśli można to tak nazwać. Zawiodłam się na ludziach i miejscu, z którym wiązałam swoją drogę zawodową. Moje ideały legły w gruzach. Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi i szłam smutna, zawiedziona a zarazem dumna, że miałam odwagę się postawić, znów los chciał, że na siebie wpadłyśmy.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Właśnie Panią chwaliłam do mojej koleżanki i opowiadałam jej, jak mi Pani pomogła, jak mąż chorował i po jego śmierci.
- Cóż za traf. Dziękuję.
- A jak tam się pracuje?
- Właśnie od dzisiaj tam nie pracuje.
- Jak to?! Dlaczego?
- Powiedzmy, że nie dogadałam się z osobami ''nade mną''.
- Aha, Szkoda wielka...To ja też już tam nie pójdę! ;p

...
Tak, to nie były przypadki. Obie spotkałyśmy się po coś. To bardziej niż oczywiste, ale ten wpis chciałabym zakończyć innymi słowami.



  
(Kraków, 2015)

''Jeśli śmierć może nas czegoś nauczyć... to tego, że w życiu nie liczy się nic oprócz miłości.''








2 komentarze:

  1. Smutna i wzruszająca opowieść....daje do myślenia-tak jak wszystkie pozostałe z resztą. Z każdej wyciągam coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że odnajdujesz w nich treści wartościowe dla Ciebie :)

      Usuń