poniedziałek, 30 stycznia 2017

Wszystko ma swój czas. cz.I

  Wszystko ma gdzieś swój początek i koniec. Dziś postanowiłam wrócić do samego początku, który sprawił, że  wybrałam pewną drogę i przez długi czas byłam przekonana, że jest jedyną słuszną.

Cofnijmy się więc do liceum. Pewnego dnia zostało zorganizowane spotkanie z przedstawicielkami hospicjum, które opowiadały o jego idei, metodach wspierania pacjentów i zachęcały do bycia wolontariuszami. Pamiętam, że siedziałam w pierwszej ławce, jako dziewczę w okularkach, bluzce w kropki,  na niej koszuli w kropki ;p i w pewnym momencie poczułam :''Tak, to jest to! Na coś takiego czekałam.''
 Po spotkaniu podeszłam do stolika, wzięłam ulotkę i za kilka dni byłam już na spotkaniu w biurze hospicjum. Zostałam wolontariuszką. Brałam udział w różnych akcjach w szkole, zbiórkach na rzecz hospicjum, pomagałam w biurze. Przeszłam też szkolenie medyczne, które uczyło opieki nad pacjentem chorym terminalnie i obejmowało część medyczną i psychologiczno- duchową.
 Pewnego dnia. moja nauczycielka fizyki, która zajmowała się wolontariatem w mojej szkole, na dodatek moja imienniczka, powiedziała mi, że jest organizowany ogólnopolski konkurs w ramach akcji ''Umierać po ludzku'' i trzeba napisać pracę na temat:'' Moje doświadczenie z wolontariatem,śmiercią,  pomaganiem osobom starszym...'' Mniej więcej tak brzmiał temat i zapytała, czy nie chciałabym spróbować. Zastanowiłam się i podjęłam decyzję, że spróbuję.  Nagrodą był kilkudniowy wyjazd do Hull, by między innymi zobaczyć, jak funkcjonuje wzorcowe hospicjum
Opisałam akcje w których brałam udział, swoje przemyślenia i osobiste doświadczenia, gdyż jako 13-14 latka byłam w swoim życiu pierwszy raz obecna przy czyjejś śmierci. Tą osobą był moja prababcia, z którą mieszkałam i miałam okazję widzieć, jak wygląda opieka 24 godziny na dobę nad osobą leżącą, jakiej cierpliwości to wymaga, jak zmienia się osoba chora  i sama w jakimś stopniu  również brałam  w tym udział i pomagałam w opiece, jak to było możliwe na mój wiek. Traf chciał, że byłam obecna tego dnia w domu. Był to chyba wielki tydzień i tego dnia nie byłam w szkole. Od rana słyszałam już w pokoju obok rozpacz mojej babci nad umierającą matką, czyli  właśnie moją prababcią. To była taka pierwsza szkoła życiu tego rodzaju dla mnie.  Zaczerpnęłam też wiedzy z książek. Między innymi ''Rozmów o śmierci i umieraniu'' E.K Ross.

  Wiem, że mało brakowało, a w ogóle nie wysłałabym mojej pracy, bo nie miałam jak jej wydrukować i kombinowałam w ostatnim momencie, ale ostatecznie się udało ;)

Pewnego dnia, miałam właśnie wychodzić na dodatkowe lejcie biologii przygotowujące do matury, odezwała się do mnie Pani Ilona z informacją : ''Ilona, jedziesz do Anglii, wygrałaś!''
W pierwszej chwili oczywiście byłam w totalnym szoku, później przyszła radość, że to prawda.  Oprócz mnie laureatami została jeszcze Dagmara z Żor i Piotrek z Tarnowa, których serdecznie pozdrawiam, jeśli tylko to czytają ;) Traf chciał, że Gazeta Wyborcza, która była współorganizatorem akcji, obok Agory i Fundacji Hospicyjnej, wybrała akurat słowa z mojej pracy do swojego artykułu, które ujrzałam w internecie.

"My - młodzi, zdrowi ludzie ciągle powtarzamy: nie mam czasu, pomogę ci jutro, odwiedzę w przyszłym tygodniu. Aż któregoś dnia dostajemy telefon, że ktoś bliski odszedł na zawsze. I mamy żal. Do siebie samych" - pisze w pracy konkursowej Ilona Stankiewicz - laureatka konkursu akcji "Umierać po ludzku" dla wolontariuszy hospicyjnych.''


Na początku przepełniała mnie mega radość i chciałam się z każdym nią podzielić. Później niestety przyszło mi stanąć przed trudnym dla mnie wyborem, ponieważ data wyjazdu została zmieniona i zahaczała o moją studniówkę, którą jak wiadomo ma się raz w życiu. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiedziałam, co zrobię...bo wiedziałam, jak zawiodę swoich przyjaciół i stracę jedyną taką noc w życiu, z drugiej strony wyjazd, który był ogromną okazją i szansą, by nauczyć się czegoś nowego. Pani Ilona wiedziała chyba, że tak, czy owak nie będę wiedziała, co zrobić, więc w pewnym momencie wyjęła telefon i powiedziała, że właśnie dzwoni i musi dać , odpowiedź, czy jadę i powiedziałam, że tak...ale radości już we mnie nie było.


Każda osoba, która wygrała jechała ze swoim nauczycielem. Dzień przed wylotem wszyscy spotkaliśmy się w hotelu w Wawie. Nasza trójka z opiekunami, dwie dziennikarki z Agory i Wyborczej i ks. Jan Kaczkowski, którego nazwisko absolutnie nic mi wtedy nie mówiło. Podobnie, jak tysiącom innych osób. Wiem, że od początku zrobił na mnie wrażenie, ale...niekoniecznie dobre ;p Poszliśmy całą grupą na kolację, do jakiejś restauracji na Starym Mieście i ksiądz Jan siedział naprzeciwko mnie i...wciągał tabakę ;D Był to obrazek dość zaskakujący, jak dla mnie. Do tego doszła jego gadatliwość i szczerość do bólu, co nie do końca do mnie przemawiało...ale to się później zmieniło...CDN :)





wtorek, 3 stycznia 2017

Małe szczęścia i dobre słowa.

   A gdyby tak zacząć skupiać się na tym, co pozytywne?

Wiem, nie zawsze jest to łatwe...ale, czy cokolwiek dobrego może przynieść Ci skupianie się na tym, co jest złe? Odpowiedz sobie sam.

Chciałabym zachęcić Was dzisiaj do zrobienia tzw. ''słoika szczęścia'' ;)Mhmm...ale o co w tym chodzi zapytają niektórzy z Was ;) ?

Otóż...szukacie w domu sporego słoika lub kupujecie, przyozdabiacie, jak tylko macie na to ochotę i codziennie staracie się znaleźć jedną pozytywną rzecz, jaka Wam spotkała :) Czasem będzie ich więcej, czasem będą dni, kiedy trudno będzie znaleźć coś, co wywołało by uśmiech, ale postarajcie się proszę ;) Każdego dnia wieczorem na małej karteczce napiszcie to  i wrzućcie do waszego słoika. W Sylwestra otwórzcie słoik i cieszcie się dobrymi chwilami i wspominajcie, to co dobre ;) Niektórzy  robią też podobne tzw. słoiki wdzięczności i codziennie szukają czegoś, za co są wdzięczni. Mój będzie takim mixem jednego i drugiego :)

Czemu to ma służyć?
Temu byś zrozumiał, że doświadczasz wiele dobrego w swoim życiu i nie zawsze, to zauważasz. Byś to docenił i cieszył się tymi małymi rzeczami.



Ok, ale po co umieszczasz to na blogu ''onkowspomnienia''? Co to ma wspólnego?

Otóż choroba nasza bądź naszych bliskich jest wyjątkowym etapem w życiu.  Często zmienia się nasz system wartości, przekonań. Z pewnością część z Was zna kogoś, kto dokonał wewnętrznej przemiany na skutek zetknięcia z rakiem bądź inną chorobą....bądź też na odwrót całkowicie się załamał. 
Pamiętam, kiedy ja osobiście leżałam w szpitalu z niepewnością, co będzie ze mną dalej i o czym ja wtedy myślałam? Myślałam przede wszystkim o ludziach, których kocham...którzy się o mnie troszczą i martwią...mimo, że stawiam im ściany, ale też o relacjach, które w swoim życiu schrzaniłam, bo nie umiałam ich docenić bądź zrozumieć...Myślałam o tym, że marzy mi się pojechać na rowerze wiosną do Bolimowskiego i powąchać konwalie. Myślałam o marzeniach, które chciałam spełnić i zrealizować...ale mój główny wniosek był taki, że ostatecznie liczy się miłość, zdrowie i te drobne ''małe szczęścia'', które tworzą nasze życie. Pyszna kawa, dobra książka, letni deszcz, morskie fale, spotkania z ludźmi, zdjęcia, śpiew...itp itd...można ich mnożyć i mnożyć, a czasem znaleźć w najdrobniejszym ludzkim geście, czy uśmiechu :)

My sami często jesteśmy powodem takich małych szczęść innych ludzi wokół nas, chociaż może nie myślimy czasem o tym w ten sposób ;) Ja wiele razy słyszałam od pacjentów słowa, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy...w sumie można powiedzieć, że to taka transakcja wymienna ;)
Co może być takim małym szczęściem dla osoby chorej? To co widziałam na własne oczy, np
- wyczekiwane  odwiedziny bliskiej osoby
- odwiedziny kogoś, kto po prostu go wysłucha
-  wolontariusz, który kupi mu upragnioną bułkę słodką
- zdjęcie wnuczki, które stoi  na hospicyjnej szafce 
-  kwiaty od męża
- ptak, który spogląda za oknem
- domowe firanki w sali
- uśmiech i dobre słowo 

O! i właśnie skoro to napisałam, to chciałabym poruszyć drugą kwestię, tzw. Otaczanie się dobrymi słowami. Wczoraj stworzyłam sobie tzw. mapę dobrych słów. A cóż to takiego?

Weźcie kartkę i na środku narysujcie, coś co kojarzy Wam się z dobrymi słowami i wypełnijcie takimi słowami, zwrotami, myślami ją całą ;) i patrzcie na nią każdego dnia, bądź miejcie przy sobie i wyciągajcie w trudnych chwilach ;)

Tylko, uwaga...jeśli są tu osoby wspierające, nie wpisujcie tam: ''Będzie dobrze'' itp...zamieńcie to np. na ''Mam nadzieję i wierzę''.  Chodzi o szczerość i realność tych słów.


Naprawdę wierzę, że można dostrzegać najmniejsze pozytywy w różnych sytuacjach. Mam nadzieję, że zapaliłam choć kilka osób do tego, by stworzyły słoiki szczęścia i mapy dobrych słów. Dzielę się wiedzą o nich dla tego, że jest to cudowny sposób na podzielenie się dobrą energią ;) a tym, co dobre po prostu trzeba się dzielić! ;) 

Ps.Podeślijcie mi proszę zdjęcia waszych map i słoików ;) bądź dodajcie w komentarzach.