sobota, 19 kwietnia 2025

Żywa nadzieja

 

Telefon z Onkologii: Ilona, czy mogłabyś podejść do dwóch naszych pacjentek?

Jedna pani usłyszała właśnie, że nie będziemy mogli jej leczyć i sama chciała porozmawiać, ale całą rozmowę słyszała pacjentka obok też w trudnej sytuacji i zapytała: 

-A czy ja też mogę poprosić o psychologa ?

-Jasne przyjdę, odpowiedziałam.

Wchodząc do sali zobaczyłam  kobietę, która mimo swojego cierpienia uśmiecha się do mnie a w jej oczach widać dobro i ciepło. Pani była podłączona pod wąsy z tlenem i rozmowa była dla niej wysiłkiem, ale bardzo chciała porozmawiać. Mówiłyśmy o tym, co po ludzku jest trudne, ważne, o tym jak rozmawiać z bliskimi, co zaopiekować.

Okazało się, że pani jest bardzo wierzącą osobą i odbyła prawie 50 pielgrzymek na  Jasną Górę w trakcie swojego życia. Była też wolontariuszką w hospicjum przez wiele lat.

W pewnym momencie, kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o tym, co duchowe z ogromnym cierpieniem i wzruszeniem, powiedziała do mnie:

-Ja mam wrażenie że przechodzę teraz moją własną drogę krzyżową.

 Widok jej emocji, wzruszenia i same słowa poruszyły mnie do głębi.

 Rozmawiałyśmy dosyć długo, na koniec Pani bardzo podziękowała mi za rozmowę i powiedziała, że nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej potrzebowała.

Przeszłam do drugiej pacjentki i też odbyłyśmy trudną, ale w jej odczuciu dobrą rozmowę.

Tego samego dnia, był to piątek… miałam już wychodzić z pracy, było chwilę po piętnastej, gdy nagle w drzwiach pokoju ma hematologii zjawiły się dwie osoby, pytając:

-Czy jest tu Pani psycholog, która rozmawiała dziś z naszą mamą?

Byłam zaskoczona, ale nie wyobrażałam sobie nie poświęcić im chwili czasu. Usiedliśmy wspólnie i  zapytali:

  -Niech nam Pani powie, czy mama wie? Odpowiedziałam: Tak wie, jest bardzo świadoma.

 -Ale wszystkiego tak do końca ? Jak  mamy się mamy zachowywać?

-Słuchajcie jej potrzeb, bądźcie tak, jak ona potrzebuje, pytajcie, dawajcie jej i sobie prawo do emocji, też tych nieprzyjemnych…

Spędziliśmy około pół godziny wspólnie.

  Pacjentka poprosiła mnie jeszcze o jedną rozmowę, ale nie była ona długa z powodu jej samopoczucia fizycznego.



  Za jakieś dwa dni zadzwoniła do mnie nowa psycholog z Onkologii,  mówiąc, że Pani zmarła i czy może chciałabym porozmawiać z jej rodziną.

 Poszłam i usłyszałam od pielęgniarek,  że rodzina jest przy zmarłej pacjentce na sali. Zapukałam i weszłam. Zobaczyłam syna  i synową siedzących przy ciele pacjentki. Byli spokojni, wyraziłam swój szczery żal i zaczęliśmy rozmawiać o tym, jakim Pani  była człowiekiem, jaką siłę dawała jej wiara. Powiedziałam szczerze, że gdybym ja jej nie miała to pewnie bardzo trudno byłoby mi być z nimi  w tym momencie.

 Rozmawialiśmy o tym, czy zabierać dzieci na pogrzeb:

- Nie wiemy, co  zrobić, jak im powiedzieć. Myśleliśmy, że może lepiej będzie, jak nie pójdą .

-A ile mają lat?  

-11 i 15.

-To jak najbardziej mają prawo wybrać, czy chcą iść.

Ujęło mnie bardzo w jaki sposób wypowiadają się o pacjentce i powiedziałam: To niesamowite z jaką miłością mówicie o mamie, a pani o swojej teściowej.

-Bo ja przez 27 lat nie usłyszałam od niej ani jednego złego słowa w moją stronę. Była dobrym człowiekiem i pięknie żyła.

  Byłam  z nimi do czas przyjazdu męża pacjentki, zapytałam, czy mogę coś jeszcze dla nich zrobić i wróciłam na górę.



   Za jakieś dwa dni szłam do pracy, mijając po drodze kostnicę szpitalną. Zerknęłam w lewą stronę i zobaczyłam trzy: osoby: bliskich pacjentki. Mogłam przejść dalej, ale moje serce mówiło: Przejdź na drugą stronę i podejdź do nich. 

Tak zrobiłam i powiedziałam: To niesamowite, że was tutaj spotkałam.

 Oni szczerze ucieszyli się na mój widok.

Synowa powiedziała: Super, że panią spotkaliśmy. Chciałam Pani pokazać mamę, jak wyglądała wcześniej przed chorobą.

  Po chwili zobaczyłam zdjęcie, na którym była z rodziną w otoczeniu gromadki wnuków i drugie, na którym była piękna i  elegancka podczas jakiejś uroczystości.

To był piękny moment. To nie był przypadek. Po prostu miałam ich spotkać. Wymieniliśmy kilka zdań, synowa powiedziała: 

-Pani Ilono, rozmawialiśmy z dziećmi i córka powiedziała, że pójdzie i nawet spróbuje poprowadzić ze mną różaniec w kościele.

-To piękne. Przytulam was. Pożegnaliśmy się ściskając sobie dłonie.

...................................................................................................................................................................

  Po ludzku bardzo to przeżyłam, bo niecodziennie zdarzają się w mojej pracy takie momenty, ale kłamstwem byłoby powiedzieć, że śmierć nie jest obecna w mojej pracy i w naszym życiu, bo jest. Ta historia była dla mnie niesamowitą lekcja wiary, spokoju, miłości i nadziei, która przekracza śmierć. Nie chciałabym zostać źle zrozumiana, bo jestem psychoonkologiem i w swojej pracy opieram się na psychologii klinicznej, psychoonkologii i narzędziach terapeutycznych. Nie jest też  moją intencją  pokazanie, że cierpienie uszlachetnia. Broń Boże. Przypomina mi się teraz artykuł który niedawno przeczytałam o kobiecie błagającej o eutanazję, gdy medycyna i psychologia zawodzą. 

  Nie wiemy, nikt z nas nie wie,  jakbyśmy się zachowali w momencie skrajnego cierpienia naszego,  bądź bliskich i dopóki nie znajdziemy się w takim momencie, choć nikomu z nas tego nie życzę to nie mamy prawa powiedzieć na twoim miejscu zrobiłabym, to czy tamto- nie wiesz co byś zrobiła, bądź zrobił. Ja też nie. Natomiast wiem, że cierpienie trzeba zaopiekować na wszystkich jego poziomach i wymiarach, maksymalnie, jak tylko to możliwe.

 Wiara natomiast  nie mówi, że cierpienia nie będzie tylko o tym, że jeśli wierzysz to Bóg z Tobą jest w tym cierpieniu, choć po ludzku czasem możesz czuć, że go nie ma. Ale nie każdy wierzy i ja jako psycholog to rozumiem i szanuję i nie mam w planach nawracać i zbawiać świata. Sama miewałam momenty zwątpienia.

 Dziś Wielka Sobota. Nikt nie może powiedzieć, że jego wiara zawsze będzie niezachwiana, bo przecież wielu odchodziło od Boga z powodu zetknięcia ze swoim czy cudzym cierpieniem. Z drugiej strony, czy jest inne  miejsce, które słyszało tyle modlitw błagalnych,  co szpitalne mury? Osobiście mam nadzieję, że to życie nie kończy się tutaj i wiem, że  gdy ktoś umiera wiara potrafi być bardzo dużym wsparciem. Choć po ludzku nie jesteśmy pewnych rzeczy w stanie tu na Ziemi zrozumieć.

Te Święta- Święta wielkanocne, niosą żywą nadzieję i takiej nadziei wam życzę oraz tego, byście zawsze wybierali życie.

Ilona





 

„Jeżeli śmierć  czegoś nas uczy, to przede wszystkim tego, że na świecie nie liczy się nic poza miłością.”