Raz na jakiś czas zdarza się, że ktoś mówi, czy pisze mi o chorobie bliskiej osoby, prosi o radę, modlitwę, czy rozmowę. Nie zdarza się to często, ale jeśli już się dzieje, to są to mocne uderzenia, które zawsze wznoszą we mnie coś nowego...i chyba dobrego. Czasem dzieje się to w najmniej spodziewanym przeze mnie momencie, czyli jak to życie lubi najbardziej.
Spotkałam się jakiś czas temu z bliską mi osobą, z którą nie widziałam się już dość długo, ale jest to z jedna z osób, z którymi nie widząc się rok rozmawiam jakbyśmy widziały się wczoraj.
Usiadłyśmy w kawiarni i zaczęłyśmy rozmawiać. Miałyśmy sporo do nadrobienia. Ja dosyć się otworzyłam, co zszokuje na pewno każdego, kto mnie zna i wie, jak trudno coś wyciągnąć z mojego wnętrza...ale kiedy poprosiłam by opowiedziała, co u niej, czułam od początku, że coś jest nie tak. Moja intuicja czasem nawet mnie przeraża. Powiedziała, że nie chce o tym mówić, ale jednak po wymianie kilku zdań zdecydowała się opowiedzieć mi co się dzieje, ale w innym miejscu. Dopiłyśmy więc kawę, poszłyśmy na krótki spacer i poszłyśmy do poleconego miejsca ''na makaron'' i nie tylko, bo głównie chodziło o rozmowę.
- Opowiadaj co się dzieje.
<chwila ciszy>
-Nie wiem od czego zacząć.
-Od początku.
Dobra, powiem prostu z mostu.
- Słucham.
- Zakochałam się,naprawdę, na zabój. On usłyszał niedawno od lekarza, że został mu rok życia. Ilona, czy ja mogę przygotować się jakoś na to, że ktoś kogo kocham, umrze?
<tak to jedna z chwil, kiedy wbija Cię w krzesło>
Chyba chciałam zracjonalizować całą sytuację i zaczęłam pytać chcąc poznać zarys całej sytuacji...na zasadzie...Kto, jak, gdzie i dlaczego, co jest między nimi, jak się poznali, jaki rak itd...Niby nic w tym dziwnego, ale...w pewnym momencie moja koleżanka powiedziała mi.
- Nie powinnam Ci chyba o tym mówić. Bałam się, że będziesz mieć wątpliwości czy to on mnie kocha itd...
i w pewnym momencie w mojej głowie coś zaświtało i powiedziałam do siebie w duchu: Kobieto, ogarnij się i zastanów się o co Cię ktoś naprawdę prosi.
- Przepraszam, zadawałam te wszystkie pytania, bo chyba załączył mi się psycholog,a przecież nie przyprowadzam z Tobą wywiadu, chciałam poznać głębiej sytuację...ale jeśli po prostu miałabym odpowiedzieć Ci na pytanie, czy możesz się jakoś przygotować na śmierć kogoś kogo nad życie kochasz, to jedyne co mogę Ci powiedzieć to: Nie uciekaj, bądź, rozmawiaj i kochaj.
Oczywiście ta rozmowa to nie przypadek. Jej przebieg również. Miała mnie czegoś nauczyć i to zrobiła. Często nie wsłuchujemy się w to, czego tak naprawdę chce od nas ktoś z kim rozmawiamy. W obszarze onkologicznym również często ma to miejsce. Rodzinie wydaje się, że wie lepiej czego potrzebuje chory. Choremu się wydaje, że wie co jest lepsze dla jego najbliższych np. ktoś mówi, że nie będzie płakał przy chorej mamie, bo jest jej wystarczająco ciężko...a może ona właśnie tych łez potrzebuje, które często przeradzają się we wspólne łzy i otwarcie na siebie. Może uśmiecha się przy Tobie, a kiedy wychodzisz to płacze nocą w poduszkę...może.
Nie zakładajmy z góry. Jeśli chcemy być dla kogoś i go wesprzeć, to bądźmy naprawdę i podążajmy za tym, czego on potrzebuje, a nie za tym co nam się wydaje lub czego my potrzebujemy.